Pstrykando jest opowieścią o wędrówce i rozwoju. Gracz rozwija swoje umiejętności psychomotoryczne, postać którą prowadzi staje się coraz potężniejsza dzięki coraz lepszemu ekwipunkowi i silniejszym umiejętnościom. Świat wokoło niej rozwija się także, każdy scenariusz to kolejna opowieść, następny element układanki, coraz większe wyzwania dla zmysłu taktycznego, oka i kciuka.
Przypomniałem sobie moje opowieści o wędrówce przez lochy i podziemia w poszukiwaniu potęgi i bogactwa. Pierwsza z nich to Władca Podziemi, jedna z moich pierwszych gier planszowych w których ekipą znaną z trylogii Tolkiena przejść trzeba było przez korytarze Morii.

Kolejny tytuł z przeszłości: Eye of the Beholder: rewelacyjna gra korzystająca z mechaniki AD&D, klaustrofobiczna, z olbrzymią ilością ekwipunku oraz zręcznościowymi walkami. Wszystkie trzy części plus aplikacja z losowym budowaniem labiryntu (nie pamiętam już tytułu...)

Angband i inne rogueliki: fantastyczne ćwiczenie na wyobraźnię kiedy to z rozsypanych literek i znaków układał się olbrzymi, tętniący życiem wszechświat. W mojej grze literki są zastąpione klockami, ale efekt chcę ten sam: wyobrazić sobie goblina widząc walec i stożek.

Kryształy Czasu: najbardziej oldschoolowy system rpg dla mnie, dość mocno wzorujący się na dedekach i kwintesencja mechanicznego podejścia do gry. System awansu, punkty doświadczenia i pewnie kilka spraw z których do końca nie zdaję sobie sprawy.

HoM&M III: gra w którą się gra od przeszło dekady nie może odbić się bez echa w tym co się tworzy. Nie tylko grafiki, bezczelnie zerżnięte i ukradzione ale też inspiracja w czystego i wyraźnego podejścia do mechaniki i różnorodności.
Tak na pierwszy rzut oka.
Inspiracje i sentyment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz